W naszym domu często niedziela choć odrobinę wiąże się z obejrzeniem filmu, ostatnio głównie w domu. Po narodzinach naszej małej istoty wolimy nie pozostawiać jej, gdy nie ma takiej konieczności, na nasze małe fanaberie.
Czasem, tak jak dziś pozwalamy sobie na odrobinę "luksusu" i po dłuższej nieobecności w kinie udało nam się odwiedzić Kinepolis..
Od rana obmyślaliśmy jaki film wybrać, wybór padł na "Elizjum". Ostatnio byliśmy na "Prometeuszu" o można powiedzieć zbliżonym gatunku filmu, więc sceptycznie podeszłam do tematu. Nie dość, że nie przepadam za sci-fi, to "Prometeusz" zniechęcił mnie jeszcze bardziej do tego gatunku. No ale jest ale.
Do "Elizjum" zachęciło mnie kilka czynników: Matt Damon, Jodie Foster - jedni z moich ulubionych, kiepska zajawka - co przeważnie oznacza, iż film ma treść, no i ktoś tam coś robił od "Dystryktu 9". Na IMDB miał co prawda średnie oceny, ale ostatnio moje upodobania nie powielają się z innymi.
Film w sumie opowiada historię Maxa, który mieszka na Ziemi pogrążonej w chorobie i przeludnionej, marzy by dostać się na elitarną stacje orbitalną, gdzie mieszkają najbogatsi. Oczywiście to dość lapidarny i nieadekwatny opis do treści, bo jest mnóstwo wątków w filmie, które należałoby przedstawić przynajmniej po elokwentnych akapitach.
Wrażenia?
Dla mnie extra! Aktorzy wspaniali, nie nudziło mi się podczas scen akcji (jest to chyba mój najbardziej nielubiany gatunek filmów - akcji, gdy są tylko ciągle wybuchy, ktoś walczy i w kółko to samo, to z lekka się wyłączam i mi się nudzi). Zdaje sobie sprawę, iż banał w tym wszystkim był - chora dziewczynka na białaczkę, jednak jako matka małej dziewczynki nie mogło mnie to nie poruszyć wewnętrznie, więc ten banał absolutnie wybaczam. Obiektywnie podobał mi się bardziej niż "Dystrykt 9". Być może większość się ze mną nie zgodzi, ale ten film poleciłabym przyjaciółce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz