Objawy jakie miałam, to w sumie brak objawów. Teraz wiem, że była ekspresyjna, nerwowa, czasem nawet nie wiem dlaczego. Momentami myślałam, że jestem złą osobą, bo sama siebie nie rozumiałam. Do tego zaczęły mnie dopadać ataki duszności w klatce przy zdenerwowaniu, a że o to w tym czasie było bardzo łatwo (byle pierdoła) taki stan miałam czasem kilka razy dziennie.
Aż tu pewnego dnia oglądam film z ówczesnym mym chłopakiem (dziś mój małżonek), mnie zaczyna boleć gardło i wyskoczył taki gulek na wzór piłeczki do ping ponga, ciut mniejszy.
Trwało to jakąś chwilę, oczywiście się zdenerwowałam niesamowicie... Jak tylko minęło chciałam zlekceważyć temat, na szczęście Michał (wspomniany wcześniej małżonek) sam zapisał mnie do endokrynologa.

Po roku kazał zrobić biopsję kontrolną, wreszcie się umówiłam (pominę nieprzyjemności ze strony lekarza na tym etapie).
Po około dwóch tygodniach od biopsji dzwoni słynny pan doktor i każe się jak najszybciej zgłosić.
Już wcześniej przeczuwałam, że coś się szykuje. Rozmawiałam nawet z Michałem, że już nigdy nie chce mieć raka (miałam guza Willmsa nerki w wieku dwóch lat, dlatego też nie posiadam prawej nerki - głowa do góry, da się żyć!).
Na wizycie oczywiście diagnoza: rak brodawkowy. I wiecie co? Nie to było najgorsze. Lekarz zamiast coś mi o leczeniu powiedzieć, to co najwyżej unosił się, iż nalegał na usunięcie guzów - choć wcześniej mówił, że jak nie chce to nie muszę usuwać, bo to nie jest groźne???!!! Szok, człowiek słysząc rak (pierwszy ledwo przeżyłam, więc tak to kojarzę - na szczęście nic nie pamiętam z tamtego okresu) chce się położyć do trumny. Dał namiary na chirurga (choć to).
Kolejne trzy dni minęły na kompletnej depresji, nie zasięgałam żadnej informacji, bo się bałam, że coś negatywnego wyczytam.
Dopiero rozmowa z chirurgiem (podam z nazwiska, bo polecam serdecznie - Biczysko z Poznania) uświadomiła mi, że w tak młodym wieku ten rak jest niegroźny, 100% wyleczalny. Szkoda, że nie wiedziałam o tym wcześniej.
Szybko umówił mnie na operacje, która przebiegła bez problemów i w sumie po kilku dniach zerwałam mój romans z Edmundem (nazwałam tak mojego raka) i węzłami chłonnymi. Biorę to z przymrużeniem oka, bo to bardzo ułatwiało mi leczenie i ukojenie nerwów. Blizny się obawiałam, ale już po roku była praktycznie niewidoczna. Mam szeroką linię na szyi, jednak wygląda jak drobna zmarszczka. Kawał dobrej roboty chirurga. W końcu po każdym rozstaniu zostaje choć mała blizna ;-).
Przy pobycie na chirurgii dowiedziałam się, że guzy na tarczycy powstały na skutek chemii podawanej w dzieciństwie i przerodziły się z czasem w raka.
Odnośnie choroby muszę mieć niski poziom TSH (poniżej 0,01), przyjmuje codziennie Euthyrox 137. Co jakiś czas muszę się udać na leczenie radiojodem do szpitala, ale nie jest źle. Pierwsze leczenie jodem miałam w 2009, drugie w 2010 a trzecie w tym roku. Kolejne za pięć lat, więc czas się wydłuża.
Więcej o leczeniu radiojodem, moich odczuciach w innym poście.
Podzieliłam się z Wami moimi osobistymi przeżyciami, byście nie lekceważyli objawów, które wyżej opisałam (ja tak chciałam zrobić) i byście nie obawiali się leczenia.
Witam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJako tropiciel informacji o raku tarczycy i równocześnie pogromca internetowych mitów w tym temacie nie mogę się powstrzymać od prośby o doprecyzowanie sformuowania "wyskoczył gulek". Czy zobaczyłaś jak skóra w momencie się uwypukla (jak np. w przypadku puchnięcia po użądleniu przez osę), czy też w tamtym momencie zauważyłaś, iż masz ten guzek? Pytam z tego powodu, iż zaciekawiło mnie to co napisałaś.
W ogóle blog zapowiada się ciekawie. Będę wpadał. :-)
Tymczasem serdecznie pozdrawiam.
Pablo
hmmm... jakby to pisemnie wyrazić... od dziecka miałam powiększoną tarczyce, jednak nic nie zapowiadało się na guzki. Pewnego dnia wyskoczył "gulek", czyli dosłownie nagle coś wyskoczyło - bliżej użądlenia osy. Samoistnie zniknęło tego samego dnia, jednak nie wiem w jakim czasie, bo byłam cały dzień potwornie przerażona i straciłam poczucie czasu. Dziękuje za miłe słowa i zapraszam ;-)
UsuńNie możesz już teraz wiedzieć o tym, że za 5 lat będziesz leczona radiojodem. Będziesz miała robione badania kontrolne, które pokażą, czy są w Twoim ciele komórki tarczycy. Leczenie polega na tym, by zniszczyć wszystkie komórki tarczycy. Też miałam 3 razy podany radiojod. jestem 11 lat po operacji.
OdpowiedzUsuńOczywistą oczywistością jest, że mam kontrole, która jak dla mnie też jest etapem leczenia - przygotować się do ewentualnego leczenia lub jego braku trzeba tak samo.
Usuń